Do Francji pojechałem w celu zdobycia slota, czyli kwalifikacji na Mistrzostwa Świata w Zell am See. Do samego końca nie wiedziałem ile osób się zakwalifikuje, które miejsce powinienem zająć, a nawet w trakcie zawodów nie miałem pojęcia na której jestem pozycji. Zawody w Aix en Provence były moim pierwszym startem w serii Ironman 70.3 i zaledwie drugim na tym dystansie. Na zdjęciu po lewej stronie widać czas od którego należy odjąć 5min, bo o tyle minut po kategorii PRO wystartował mój wyścig.
Podobnie do innych wyścigów, sprzęt do strefy zmian trzeba było wprowadzić dzień przed startem. Jednak nie wszystko było takie proste. Część pływacka i T1 (Transition 1) były zlokalizowane przy jeziorze oddalonym 25km od mety w Aix en Provence. Poza rowerem trzeba było przygotować… worek do zmiany. Pewnie dla doświadczonych triathlonistów jest to śmieszne co piszę, ale dla mnie była to nowość. Wszystkie rzeczy w T1 należało umieścić w worku od organizatora, który w trakcie zawodów nie znajdował się przy rowerze, tylko na wieszaku na początku strefy zmian. Jest to moim zdaniem „higieniczne” rozwiązanie i pozwala uniknąć zamieszania przy stanowiskach z rowerami. Tutaj oczywiście było to potrzebne, by wszystkie rzeczy zawodnika po T1 można było przewieźć spakowane na metę zawodów. Drugi worek – biegowy – znajdował się na wieszaku w T2, już w miejscowości Aix en Provence, gdzie kończyliśmy etap rowerowy.
W dzień startu wstałem o 4 rano, a już o 5:30 odjeżdżał autobus do jeziora Peyrolles. Zadbałem o to, by połozyć się wcześniej spać i uniknać dyskomfortu w związku z szybszym wstawaniem. Na miejscu startu zjawiłem się chwilkę przed godziną 6:00 i razem z całym tłumem udałem się do swojego roweru, uzbrajając go w ALE bidony i batony energetyczne;) Potem szybkie przebieranie się w strój startowy, pianka, oddanie worka z rzeczami cywilnymi, który również został przetransportowany na metę. Strefa zmian została zamknięta o 7:20, a czas rozgrzewki w wodzie kończył się o 7:30. Mój start zaplanowany był na 7:45 i wszystko odbyło się zgodnie z planem.
START! Od samego początku radziłem sobie całkiem nieźle i mimo dużego tłoku byłem zawodolony z mojego pływania. Do pierwszej bojki wszystko wydawało się ok, niestety na powrocie moja droga i tym samym czas, znacznie się wydłużyły. W ferworze walki pamiętałem o tym, że wszystkie boje miały być po prawiej stronie. Kiedy zauważyłem, że wokół mnie nikogo nie ma, zorientowałem się, że po nawrocie była brama z dwóch boi, a ja znajdowałem się poza bramą:D To taka moja przygoda z wody, która na pewno będzie dobrą lekcją na przyszłość:)
Po wyjściu z wody czekało mnie 90km bardzo mocnego kręcenia po górach, a w dodatku ostra jazda na zjadach. Zdawałem sobie sprawę, że mój czas po T1 jest bardzo słaby i zabrałem się za odrabianie strat. Niestety nie było tak mocno jak do tej pory, bo najwyraźniej mój organizm odczuwał przemęczenie czterema, bardzo mocnymi, cotygodniowymi startami. Z tego powodu dawałem z siebie jeszcze więcej, by za wszelką cenę utrzymac jak najwyższą moc. Na szczęście moc nie do końca uciekła i na podjazdach jechałem bardzo mocno, co pozwalało mi na wyprzedzenie znacznej liczby zawodników. Na zjadach czułem się jak ryba w wodzie, bo przed zawodami kilkakrotnie na nich trenowałem, a poza tym lubię składanie się w zakrętach. Właśnie w trakcie składania się w jednym z zakrętów uciekło mi tylne koło i automatycznie wypięła mi się lewa noga, ale na szczęście koło załapało na nowo przyczepność, a ja lekko spięty kontynuwałem szaleńczą pogoń i walkę z czasem:) Aha – moja poślizgnięcie się w zakręcie wynikało z nierozważnej jazdy jakiegoś kibica-dziadka, który w trakcie zawodów postanowił zjechać razem z nami i o mały włos w niego nie uderzyłem. Stąd też musiałem bronić się mocniejszym manewrem.
Na części begowej czekały mnie 4 okrążenia po około 5,5km. Nie było tutaj żadnych kalkulacji, tylko próba trzymania równego i jak najwyższego tempa. Do samego końca nie wiedziałem na której jestem pozycji i zdawałem sobie sprawę, że cały czas muszę walczyć o jak najlepszy czas i miejsce. Tak się zdarzyło, że na około 20km wyprzedziłem jednego zawodnika, a po kilkuset metrach zauwazyłem kolejnego, który miał taką samą liczbę przebiegniętych okrążeń co ja. Zdawałem sobie sprawę, że to z nim będę walczył do samego końca i miałem tylko dylemat, czy przeczekać za jego plecami i zafiniszować na ostatnich metrach. Zdeycowałem się jednak na podkręcenie tempa od razu, co okazało się skuteczne i pozwoliło mi na zyskanie ok. 15s nad zawodnikiem z Belgii.
Po wbiegnięciu na metę byłem totalnie wyczerpany i nawet nieświadomy swojego rezultatu. Początkowo dowiedziałem się, że jestem chyba drugi, co i tak mnie bardzo cieszyło. Po kilkunastu minutach zobaczyłem na liście wyników, że jednak to ja wygrałem i już wtedy wiedziałem na 100%, że dostanę slota na Mistrzostwa Świta! Moje zmęczenie po zawodach było potworne i wynikało przede wszystkim z tego, że dałem z siebie dużo więcej niż mój organizm chciał mi pozwolić. Mimo ponad 4-godzinnej walki z samym sobą osiągnąłem zamierzony cel i jestem z tego powodu niesamowicie szczęśliwy. Pisałem już o tym na Facebooku, że był to mój 8 start w tym roku i 5-ta wygrana. W pozostałych 3 startach zająłem drugie miejsce.
Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu razem z Kubą Czają przypuszczaliśmy, że ten czwarty start z rzędu będzie mógł być dla mnie ciężki i zobaczymy na ile mój organizm zachowa siły i formę. Udało się 🙂 Osiągnąłem kolejny sukces i teraz przez najbliższe tygodnię będę trenował nieco lżej, bym mógł na nowo nabrać siły i zacząć przygotowania do Mistrzostw Świata na połówce Ironmana, które odbęda się w ostatni weekend sierpnia. Najbliższy mój start, to Mistrzostwa Polski w triathlonie na długim dystansie, które odbędą się 31-go maja w Sierakowie.
Więcej zdjęć z zawodów znajduje się w GALERII