20x30-FFLM0081Frankfurt Marathon odbył się w minioną niedzielę i był moim pierwszym startem na tym dystansie. Jak zauważyliście w tytule, nie do końca był to dla mnie maraton, a dokładnie 37km. Dlaczego przebiegłem niepełny dystans i o co chodzi z półmaratonem, za chwilkę wyjaśnię.

 

Do zawodów we Frankfurcie przygotowywałem się od blisko dwóch miesięcy. Cały okres przygotowań przebiegał zgodnie z planem, a jadąc do Niemiec byłem przekonany o bardzo dobrej dyspozycji. Oczywiście moje odczucia nie były złudne i miały swoje odzwierciedlenie w trakcie zawodów. Zanim jednak napiszę o przebiegu rywalizacji, wprowadzę trochę chronologii.

12180134_10201001277231400_1921369562_n

Na miejsce zawodów przyjechaliśmy w sobotę koło godziny 15, by spokojnie odebrać pakiet startowy, zapoznać się z miejscem startu i mieć jeszcze chwilę na odpoczynek w hotelu. Dzięki zmianie czasu o godzinę nie można było narzekać na wczesne wstawanie. Rano zebraliśmy się na śniadanie, gdzie czekał na nas trener Jakub Czaja. Dzięki Kubie nikt z nas nie miał szans na zjedzenie lub wypicie czegoś nieodpowiedniego, a przypadkowe dotknięcie bułki z ziarnamni skończyło się ekspresowym przelotem po ”czystą” pszenną bułęczkę 😉 Bieg zaplanowany był na 10:00, więc zgodnie z moim przedstartowym rytuałem byłem już gotowy równo na godzinę przed startem.

IMG_3382

Nie wspominałem o jednej rzeczy, która w drugim akcie dramatu okaże się kluczowa 🙂 Poza dobrą formą i nastrojem od kilku dni, a nawet tygodnia, towarzyszyły mi dolegliwości gastryczne. Oczywiście konsultowałem to z trenerem i nie było na tyle poważnie by mogło to wpłynąć na moją dyspozycje, ale miomo wszystko próbowaliśmy im jakoś zapobiec.  Przed zawodami poza całym standardowym zamieszaniem i lekkim podbudzeniem, zrobiłem rozgrzewkę i kilka przebieżek. Na lini startu było bardzo ciasno, ale dzięki wieloletniemu doświadczeniu wcisnąłem się na pierwszą linię. Godzina 10:00 i START!

20x30-FFLQ0012

Od samego początku musiałem się dość mocno poprzepychać, by zająć odpowiednie miejsce w stawce i już po dwóch kilometrach wszystko było ok. Nie oglądałem się za grupkami, tylko pilnowałem założonego tempa. Teraz mogę zdradzić to, o co wielu mnie pytało przed zawodami. Po uzgodnieniach z trenerem założyliśmy, że pobiegnę na czas 2h 20min, a dokładnie na złamanie 2:20, czyli w tempie 3:19min/km. Okazało się to bardzo łatwe do policzenia, bo każde 3km przebiegałęm w niecałe 10min i w ten sposób nie walczyłem na trasie z arytmetyką, tylko z kilometrami pozostałymi do mety.

20x30-FFLD0046

Nasze założenia sprawdzały się doskonale. Przez dłuży czas biegłem sam i co chwile mijałem tych, którzy biegli w zmiennym tempie 🙂 W trakcie biegu czułem się idealnie i bardzo mnie kusiło, żeby podłączyć się do grupy, która biegłą w tempie nieco powyżej 3:10min/km, ale wiedziałem że nie jestem gotowy, by cały czas biec w tym tempie. Kilometry mijały mi bardzo szybko aż do 18-go, kiedy po raz pierwszy dopadły mnie wspomniane wcześniej dolegliwości. Skurcz w okolicach żołądka był na tyle silny, że momentalnie się zatrzymałem. Na szczeście szybko ból ustąpił i wróciłem do swojego tempa. Nie zastanawiałęm się nad tym w ogóle, tylko wyobrażałem sobie jak na kolejnych kilku kilometrach odrabiam stratę 10. sekund.

20x30-FFLJ0039

Kolejne dwa kilometry przebiegały zgodnie z planem, aż na 20. kilometrze i 85. metrach skurcze powróciły o znacznie większej sile i tym razem zatrzymałem się na około pięć minut. Tutaj wyłączyłem stoper i zaledwie na kilknaście metrów przed tablicą półmaraton miałem czas 1:09:45. Dlatego też przyjmuję (sam dla siebie i dla trenera), mój nowy, nieoficjalny czas w półmaratonie 1h10min. Też coś trzeba mieć dla siebie 🙂 Kiedy ból ustąpił, wróciłem na trasę biegu z ponowym przekonaniem, ze dalej pójdzie mi super. Niestety ta kilkuminutowa przerwa nienajlepiej wpłynęłą na stan moich mięśni, a w połączeniu z nawracającymi skurczami zupełnie nie byłem w stanie się ruszać. Kolejnych 16 kilometrów pokonałem marszobiegiem i w ten sposób na 37. kilometrze zszedłem z trasy i to dosłownie. Wówczas już więcej szedłem niż biegłem, mimo że energetycznie czułem się tak dobrze jak przed startem.

20x30-FFLN0093

Pierwszy maraton mam już za sobą, choć niepełny, to jednak bogaty w doświadczenia i mimo wszystko w pozytywne wnioski. Podsumowując swój start uważam, że byłem bardzo dobrze przygotowany i na pewno przyjąłem z trenerem odpowiednią taktykę. Nawet patrząc na zawodowych maratończyków, nie każdy ich start kończy się sukcesem. Dlatego liczę, że kolejnym razem wystartuję już w pełni zdrowy i utrzymam swoje tempo przez kolejnych 21km 🙂

DCIM119GOPRO

Teraz już koniec sezonu i czas na krótki urlop na morzem, czyli w domu 😉 W listopadzie wracam do treningów i już nie mogę się doczekać jesiennego obozu TATRA RUNNING Autumn Camp, który odbędzie się w dniach 24-29.11.2015.